Uzależnienie od seksu zazwyczaj powoduje także uzależnienie od pornografii. Może także wiązać się z nałogowym uczęszczaniem na randki lub branie udziału w spotkaniach o charakterze typowo seksualnym. Obejmuje to także możliwość kontaktów seksualnych z wieloma osobami w ciągu jednej nocy. Nie ma przy tym znaczenia, czy chodzi o Agnieszka zdecydowała się opowiedzieć o perspektywie mamy uzależnionego dziecka w rozmowie z redakcją portalu Gazeta.pl. Mama o 10-latce. "Usiłowała wyskakiwać przez okno!" Około 90% dzieci między 7 a 15 rokiem życia korzysta na co dzień z Internetu. Wyjątkiem nie była córka bohaterki historii – Zosia. Lista słów i wyrażeń podobna do słowa uzależniony: uzależniony od czegoś, uzależniony od kogoś, uzależniony od seksu, uzależnionym od czegoś, uzależnionym od kogoś. Słownik synonimów słowa uzależniony. W niniejszym słowniku wyrazów bliskoznacznych języka polskiego dla słowa uzależniony znajduje się łącznie 37 Uzależnienie od seksu dotyka coraz większej liczby osób. W Polsce z tym problemem zmaga się około 2 milionów osób. Szacuje się, że ponad 80 proc. to mężczyźni! . FilmLove Sick: Secrets of a Sex Addict20081 godz. 29 min. {"id":"485894","linkUrl":"/film/Chora+na+seks-2008-485894","alt":"Chora na seks","imgUrl":" Oparta na autentycznych faktach historia Sue Silvermann - kobiety uzależnionej od seksu, której choroba wiąże się z długo skrywanym sekretem. Sue - autorka dziennika... więcejTen film nie ma jeszcze zarysu fabuły. {"tv":"/film/Chora+na+seks-2008-485894/tv","cinema":"/film/Chora+na+seks-2008-485894/showtimes/_cityName_"} {"linkA":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeA","linkB":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeB"} Oparta na autentycznych faktach historia Sue Silvermann - kobiety uzależnionej od seksu, której choroba wiąże się z długo skrywanym sekretem. Sue - autorka dziennika zatytułowanego "Love Sick" - jest zamężną kobietą, która wiedzie z pozoru normalne życie. Tylko z pozoru, bo o jej tajemniczych piątkowych randkach wie tylko ona. Ze swoim problemem Sue boryka się już od młodzieńczych lat, a uzależnienie od seksu to nie jest jedynym jej kręcono w Maple Ridge (Kanada). nie jest to może kino najwyższych lotów ale ja lubię czasem obejrzeć historię która ma w sobie ziarenko prawdy, to zmusza do refleksji ...no bo jak tu oprzeć się pokusie obejrzenia filmu opartego na "faktach autentycznych"? Jeśli oczywiście nie jest to stylistyczny błąd, który pod znakiem zapytania stawia pozycję autora w grupie ludzi posługujących się językiem polskim w stopniu dostatecznym ;) Sue Silverman (Sally Pressman) pozornie wiedzie ustabilizowane, szczęśliwe życie. Ma komfortowy, piękny dom, pieniądze i szanowanego męża Andrew (Peter Flemming). Małżeństwo wydaje się wzorowe, jednak pożycie intymne nie przynosi Sue satysfakcji. Kobieta od lat zdradza męża nawiązując coraz to nowe, krótkie ... więcej Nie łatwa to raczej, na ogół obłudnie ukrywana społecznie, choć już jakby wszechobecna, trudna i często bolesna problematyka /kompulsywnego i chorobliwego zarazem/ uzależnienia od seksu, od fantazji, perwersji ... więcej Chora, a może skazana. Decyzje z wczesnego dzieciństwa każą głównej bohaterce cierpieć całe życie. Wykorzystuje Ona seks jako środek do zdobycia uwagi otaczających ja mężczyzn. Niestety (dla niej), każdy z napotkanych "partnerów" wykorzystuje jej łatwość w nawiązywaniu bliskich kontaktów fizycznych. ... więcej Seksoholizm kojarzy się z mężczyznami. Może dlatego, że oni mają odwagę głośno o tym mówić. Kilka lat temu do uzależnienia od seksu przyznał się Michael Douglas, a ostatnio David Duchowny. Kobiety milczą, więc inni o ich problemach też nie mówią. Tymczasem, jak twierdzi Don Serratt, dyrektor brytyjskiego centrum uzależnień "Life Works", liczba kobiet uzależnionych od seksu stale rośnie. W Ameryce 30 proc. pacjentów z tym problemem to kobiety. W Polsce nie prowadzi się na ten temat statystyk. Seksuolog i psychiatra, dr Aleksandra Robacha, szacuje, że wśród uzależnionych od seksu jest mniej niż 20 proc. kobiet. Kiedy zgłaszają się na terapię, to po to, by leczyć uzależnienie od alkoholu, narkotyków, czy depresję. I dopiero wtedy dowiadują się, co leży u podstaw ich problemów. Jak rozpoznać, że to seksoholizm? Kobieta może podejrzewać u siebie uzależnienie od seksu, kiedy: - utrzymuje częste kontakty seksualne z niemal obcymi mężczyznami, - spotyka się z kilkoma mężczyznami równolegle - każdego nowo napotkanego mężczyznę traktuje jak potencjalnego kochanka - kiedy poznaje nowego mężczyznę, bardzo szybko zakłada, że to miłość - wikła się w kolejne romanse pomimo składanych sobie obietnic, że nie będzie tego robić - traktuje seks jako substytut miłości - wystawia na ryzyko swoją pracę, rodzinę, pozycję społeczną - kłamie i oszukuje bliskich, zdradza - w chwili niepowodzenia natychmiast rusza na "polowanie" na nowego kochanka - podczas pierwszej randki czuje kopa podobnego do narkotykowego haju Nie widzi różnicy między seksem a miłością Seksoholiczka buduje romantyczną wizję swojej przygody. Nie chodzi jej o zaliczenie jak największej ilości partnerów. W seksie ekscytuje ją poczucie bliskości, pogawędki w łóżku, wspólne śniadanie, złudzenie bycia w związku. Susan Cheever, autorka książki "Pożądanie: Gdy seks staje się nałogiem" i wyleczona seksoholiczka podkreśla - kiedy była chora, nie widziała różnicy między seksem, a miłością. Nawet kiedy mówiła, że jest zakochana. Duża ilość partnerów, by podnieść samoocenę Dlaczego kobiety, które pragną miłości, rzucają się w krótkie romanse? Bo to sposób na podniesienie samooceny. Jeżeli słyszały w dzieciństwie, że są nieatrakcyjne, niewiele warte, że nigdy nie znajdą męża, posiadając wielu partnerów pokazują sobie, otoczeniu, także podświadomie rodzicom, że zasługują na miłość. Poszukiwanie własnej wartości w cudzych oczach prowadzi jednak do tego, że same traktują się jak przechodni towar. Strach przed odrzuceniem Kobieta uzależniona od seksu jest tak głęboko skrzywdzona wewnętrznie, że nie potrafi nawiązać innej więzi niż powierzchowna. Kiedy romans zaczyna przekształcać się w związek, zrywa. Nie akceptuje siebie i boi się, że partner po bliższym poznaniu też jej nie zaakceptuje. Ucieka, bo panicznie boi się odrzucenia. Terapia po wstrząsie Na leczenie zgłasza się dopiero, kiedy zostanie skompromitowana lub poniżona. Kiedy straci pracę, męża czy przyjaciół. Gdzie szukać pomocy? Niestety, w Polsce nie ma wyspecjalizowanych placówek w leczeniu uzależnienia od seksu. Na terapię można zgłosić się do seksuologa albo psychologa, z resztą ten rodzaj terapii też jest w leczeniu niezbędny. Przydatne adresy: Anonimowi Uzależnieni od Seksu i Miłości: Regionalne Wojewódzkie Ośrodki Terapii Uzależnień Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję Szacuje się, że co najmniej 100 milionów kobiet na świecie codziennie sięga po pigułkę antykoncepcyjną. I nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez niej. Ale przecież nie zawsze tak było. Pierwsza tabletka hormonalna pojawiła się w aptekach w USA w 1960 roku, w Polsce kilka lat później. To był początek rewolucji kulturowej. – Jeśli nie można kontrolować swojej płodności, to trudno zadbać o swoje prawa, trudno zaplanować i skontrolować swoją pozamacierzyńską rzeczywistość – mówi prof. Magdalena Radkowska-Walkowicz, antropolożka, socjolożka z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego. Małgorzata Germak: Zanim przejdziemy do tematu samej pigułki, warto powiedzieć kilka słów o kobietach w latach 60. Jak nam się żyło? Prof. Magdalena Radkowska-Walkowicz: Różnie to wyglądało w poszczególnych krajach, inaczej w tych z bloku wschodniego, inaczej w Europie Zachodniej, a jeszcze inaczej na pozostałych kontynentach. Życie kobiet różniło się też w zależności od ich zamożności, rasy czy pozycji klasowej. Życie kobiet ze sporymi zasobami finansowymi czy odpowiednią pozycją społeczną było nie do porównania z rzeczywistością tych bez pracy i uzależnionych od mężów. Dlatego trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo nie da się mówić o jednym modelu bycia kobietą. Natomiast możemy zaobserwować pewne tendencje. Lata 60. to jest druga fala feminizmu, coraz częściej mówi się, że kobiety mają swoje prawa. Powstanie takiego wynalazku jak pigułka antykoncepcyjna było między innymi efektem walki kobiet o siebie, co uwydatniło potrzebę stworzenia takiego produktu. Z drugiej strony, antykoncepcja hormonalna wpłynęła na wzmocnienie pozycji kobiet i na to, że poczuły się bardziej wyemancypowane i wolne. Lata 60. trzeba także postrzegać w kontekście rewolucji seksualnej. W Polsce akurat nie była tak bardzo widoczna, aktywizm kobiet skupiał się na kwestiach politycznych, a nie obyczajowych. W oficjalnych przekazach dbano zaś o czystość moralną, więc trudno było mówić o rewolucji seksualnej. Natomiast w Ameryce i Europie Zachodniej coraz częściej dyskutowano o wolności seksualnej. Powstał nowy język, którym można było o tym rozmawiać. To też jest ważny kontekst do myślenia o rewolucji związanej z antykoncepcją. Coś się zaczęło zmieniać: otwartość w kwestiach seksualnych, ale i zmieniały się prawa kobiet. prof. Magdalena Radkowska-Walkowicz/fot. arch. prywatne Jesienią 1951 roku w jednym z laboratoriów w mieście Meksyk chemicy pod przewodnictwem Carla Djerassi przeprowadzają pomyślną syntezę substancji podobnej w działaniu do progesteronu. W 1960 roku w amerykańskich aptekach pojawia się pierwsza tabletka antykoncepcyjna, w Polsce 6 lat później. Jak w praktyce wyglądała jej dostępność? Korzystanie z tej formy antykoncepcji zajęło trochę czasu. Na dostępność składa się kilka czynników. Po pierwsze, potrzebna jest podaż, czyli pigułki muszą zapełnić apteczne półki; po drugie, muszą mieć odpowiednią cenę; a po trzecie, musi być zgoda społeczna na kupowanie ich, a do tego poczucie, że jest to produkt właściwy dla nas. To był cały proces: od wejścia na rynek do korzystania z tabletek antykoncepcyjnych na szeroką skalę. W Polsce przebiegał on dosyć wolno. Działo się to nawet nie ze względu na niską świadomość, tylko dlatego, że na początku tych pigułek było po prostu mało. Na początku lat 60. sprowadzano je z Zachodu głównie do dyspozycji lekarzy i pacjentek niektórych ośrodków ginekologicznych. Pierwsza polska tabletka hormonalna produkowana była od 1969 r. w Jeleniogórskich Zakładach Farmaceutycznych, ale ona wciąż nie pokrywała pełnego zapotrzebowania. W Europie Zachodniej czy Ameryce proces wprowadzania tabletek na masową skalę zachodził szybciej. Co zmieniło pojawienie się tak nowoczesnej metody antykoncepcji? Nic się nie zmieniło z dnia na dzień, ale patrząc szerzej na cały proces wkraczania pigułki w życie kobiet – to odmieniła ona ich rzeczywistość. Tabletka taniała, więc i dostępność się zwiększała. Z perspektywy czasu niewątpliwie możemy stwierdzić, że antykoncepcja hormonalna mocno wpłynęła na kobiety – ich poczucie seksualności i wolności w ogóle, bowiem ta wiąże się z posiadaniem lub nieposiadaniem dzieci. Kobieta w latach 60. czy 70. XX wieku miała przede wszystkim za zadanie rodzić dzieci i się nimi zajmować. W związku z tym jej pozycja na rynku pracy była bardzo niekorzystna i możliwość zaplanowania ciąży ją na pewno zmieniła. Jeśli nie można kontrolować swojej płodności, to trudno zadbać o swoje prawa, trudno zaplanować i skontrolować swoją pozamacierzyńską rzeczywistość. Wynalezienie tabletki antykoncepcyjnej, która była o wiele bardziej skuteczna niż dotychczasowe metody zapobiegania ciąży i – przede wszystkim – jej branie było uzależnione od woli kobiet, na pewno spowodowało, że mogły one łatwiej i bardziej świadomie planować inne sfery życia. Dzięki tej pigułce zyskały poczucie, że jest to w ich rękach. Mogły znacznie lepiej kontrolować swoją seksualność, cielesność i swoje rodzicielstwo. Tym sposobem budowały swoją pozycję nie tylko w układzie: ja i mężczyzna, ale w znacznie szerszych relacjach społecznych. To rzutowało na wszystkie sfery kobiecego życia. Pojawienie się pigułki antykoncepcyjna było rodzajem rewolucji społecznej. Jak zmieniły się związki, małżeństwa, planowanie rodziny? Tabletka antykoncepcyjna wpłynęła na relacje między mężczyzną a kobietą. Bardzo ważna rzecz zaczęła być uzależniona też od niej – czy zajdzie w ciążę, czy nie – a nie tylko od mężczyzny. Kobieta mogła decydować się na aktywność seksualną, kiedy miała ochotę, a jednocześnie nie musiała się bać ciąży. To już powodowało, że relacja damsko-męska stawała się trochę inna. I mam tu na myśli pozytywny wpływ, budowanie zdrowych więzi partnerskich z mężczyzną. Ale jest też ciemna strona. Przez dostępność pigułki antykoncepcyjnej kobieta w niektórych układach partnersko-małżeńskich zaczęła być postrzegana jako ta jedyna odpowiedzialna za sferę antykoncepcji i reprodukcji. Czyli z jednej strony zyskuje wolność, ale jednocześnie w nierównych relacjach, niepartnerskich, zostaje obarczona odpowiedzialnością. Przez to też bywa postrzegana jako dostępna zawsze, ponieważ mężczyzna uznaje, że nie ma obawy przed niechcianą ciążą. Mówię o tym, choć finalnie myślę, że korzyści z wprowadzenia tej antykoncepcji zdecydowanie przewyższają negatywne aspekty. W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję: Zdrowie intymne i seks WIMIN Dobry seks, 30 kaps. 79,00 zł Zdrowie intymne i seks WIMIN SOS PMS, 30 kaps. 79,00 zł Zdrowie intymne i seks Wimin Serum intymne, 100 ml 79,00 zł Zdrowie intymne i seks, Odporność, Good Aging, Energia, Beauty Wimin Zestaw z dobrym seksem, 30 saszetek 139,00 zł Zdrowie intymne i seks WIMIN Lubrykant 55,00 zł Mówi się, że pigułki mogą szkodzić zdrowiu kobiety, ale jednocześnie pojawiają się argumenty psychologiczne. Co ciekawe, Michalina Wisłocka też pisała, że tabletki hormonalne nie są wcale takie dobre dla pary. W „Sztuce kochania” pierwszy raz wydanej w 1978 r., która wydaje się progresywną i otwartą książką towarzyszącą rewolucji seksualnej w Polsce, są też konserwatywne i zachowawcze treści Czy dostęp do antykoncepcji dał kobietom siłę, wpłynął na ruchy feministyczne? To są procesy, które się zazębiają. Trudno powiedzieć, co było pierwsze. Fakt, że wynaleziono pigułkę, zareklamowano ją i kobiety zaczęły ją brać, jest też wynikiem tego, co się działo wcześniej, czyli odkryć i działań feministek. Z drugiej strony rzeczywiście ta antykoncepcja wzmocniła kobiety i dała wielu poczucie wolności, bez strachu o niechcianą ciążę, poczucie, że mogą być ważnymi graczami na rynku seksualnym – w takim sensie, że mogą korzystać ze swojej seksualności. Mają prawo do przyjemności seksualnej i to one będą mówić, kiedy chcą to swoje prawo zrealizować. Więc antykoncepcja, która jest prawie pewna – bo nigdy nie mówimy o 100-procentowej pewności – i jest w rękach kobiet, a nie jest uzależniona od kaprysu mężczyzny, daje poczucie siły oraz tego, że w zakresie swojego życia seksualnego może decydować o tym, z kim to robi, kiedy i jak. Taka świadomość, która pojawia się w relacjach partnerskich, rzutuje na inne sfery życia. W subtelny sposób u wielu kobiet antykoncepcja hormonalna wpłynęła wzmacniająco na ich codzienność i pracę. Na polu zawodowym kobieta przede wszystkim przestała być postrzegana jako osoba, która zaraz pójdzie na urlop macierzyński. Już nie była tylko matką albo potencjalną matką, stała się też pracowniczką, w którą warto inwestować. Czy rozmowy wywołane tabletką antykoncepcyjną wpłynęły pozytywnie na edukację seksualną? Myślę, że tak. Wiąże się to z jednej strony z kolejnym powodem, by mówić o seksualności i o antykoncepcji, ale z drugiej z pojawieniem się w tej dziedzinie nowego, bardzo wpływowego aktora społecznego, którym był rynek farmaceutyczny. Rynek, gdzie są pieniądze i któremu zależy na poruszaniu pewnych kwestii, w tym właśnie dotyczących seksualności, tworzy przestrzeń, by głośniej i częściej o tym mówić. I to jest dobre, ale wiąże się też z medykalizacją płodności, z postrzeganiem jej coraz bardziej jako kwestii podlegającej procesom medycznym i farmakologicznym. Jak to się przekładało na codzienne życie? Pamiętam w latach 80. i 90. pierwsze lekcje edukacji seksualnej w polskich szkołach – nie był to oddzielny przedmiot, ale przedstawiciele firm farmaceutycznych przychodzili do uczniów i oni ich edukowali. Te firmy zarządzały informacją o antykoncepcji i dzięki temu zaczęto więcej rozmawiać na tematy seksualne, ale kontekst pozostawał medyczny, mniej związany z relacjami społecznymi i sferą psychologiczną. Jak pigułka antykoncepcyjna została przyjęta w Polsce? Dosyć dobrze. Ale trzeba znów pamiętać o jej słabej dostępności. Było to spowodowane głównie niską podażą, tabletek było mało na rynku. Na początku antykoncepcja w kraju była dostępna wyłącznie za pośrednictwem lekarzy i wąskie grupy mogły z niej korzystać. W pierwszej kolejności przepisywano ją w celach medycznych. Poza tym taka pigułka wymaga systematyczności, a wiemy, jak to wyglądało w sklepach w czasach PRL-u, ciągle czegoś brakowało. W przyjmowaniu takich tabletek nie można było sobie pozwolić na przerwę, więc to też było na początku ograniczające. Co do nastrojów, które towarzyszyły wprowadzeniu pigułki, to były dosyć dobre. Można to obserwować na przykładzie różnych pism, w których pojawiały się głosy ginekologów – bo to oni przejęli od razu ten język. I podobnie do lekarzy zachodnich, wypowiadali się w większości pozytywnie. Chociaż w latach 70. zdarzały się też oczywiście opinie przeciwne, ostrzegające przed braniem pigułek antykoncepcyjnych, ale nie stanowiły one większości. Tabletka antykoncepcyjna wpłynęła na relacje między mężczyzną a kobietą. Bardzo ważna rzecz zaczęła być uzależniona też od niej – czy zajdzie w ciążę, czy nie – a nie tylko od mężczyzny. Kobieta mogła decydować się na aktywność seksualną, kiedy miała ochotę, a jednocześnie nie musiała się bać ciąży. To już powodowało, że relacja damsko-męska stawała się trochę inna. I mam tu na myśli pozytywny wpływ, budowanie zdrowych więzi partnerskich z mężczyzną Co zarzucano pigułce antykoncepcyjnej? Podstawowy argument, który się wtedy pojawia (i zresztą później zostaje przejęty przez Kościół), to kwestia zdrowotna. Mówi się, że pigułki mogą szkodzić zdrowiu kobiety, ale jednocześnie pojawiają się argumenty psychologiczne. Co ciekawe, Michalina Wisłocka też pisała, że tabletki hormonalne nie są wcale takie dobre dla pary. W „Sztuce kochania” pierwszy raz wydanej w 1978 r., która wydaje się progresywną i otwartą książką towarzyszącą rewolucji seksualnej w Polsce, są też konserwatywne i zachowawcze treści. W rozdziale o antykoncepcji autorka pisze tak: „Środki hormonalne wstępnym bojem opanowały cały świat. Niewątpliwie są one najprostsze w stosowaniu i stuprocentowo pewne, ale gdy zaczęły się mnożyć w miarę upływu lat i obserwacji najrozmaitsze objawy i szkodliwości, wynikającej głównie z tego, że nie działają lokalnie, tylko wpływają na całą gospodarkę organizmu, zaczęto się zastanawiać, czy środki tradycyjne tak beztrosko odrzucone do lamusa, nie są czasem niewiele mniej skuteczne, a o całe niebo bezpieczniejsze. Dziś już nie mówi się, że prezerwatywa czy stosunek przerywany to historia”. A że Wisłocka była drukowana w setkach tysięcy egzemplarzy i w każdym szanowanym domu „Sztuka kochania” musiała być, to jej słowa miały znaczenie. Analizując, jak pigułka została w Polsce odebrana, warto wspomnieć też o piśmie „Przyjaciółka”, które było najważniejszym w PRL-u źródłem wiedzy dla wielu kobiet, z którego dowiadywały się o różnych aspektach życia społeczno-obyczajowego. Na łamach tego pisma pojawiają się wtedy w większości pozytywne teksty na temat pigułki antykoncepcyjnej. Skoro mówimy o tym, jak przyjęto w Polsce tabletki antykoncepcyjne, to nie może zabraknąć też głosu Kościoła, prawda? Zdecydowanie tak. O ile w latach 60. i 70. nie był on w mainstreamowym, publicznym dyskursie widoczny ze względu na stosunek między państwem a Kościołem, to w latach 80. jest już bardzo silny, wpływając na wybory Polaków. I jest to głos od początku przeciwny tabletkom antykoncepcyjnym. W 1968 roku pojawia się encyklika papieża Pawła VI pt. „Humanae Vitae. O zasadach moralnych w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego”. Tam wprost jest powiedziane, że wszelkie sztuczne metody antykoncepcji są niedopuszczalne. Nie chodziło wyłącznie o pigułkę, ale o każdą metodę antykoncepcji „nienaturalną”, czyli taką, która nie jest np. obserwacją cyklu. Zresztą to już był wynik działalności Karola Wojtyły, który wcześniej napisał książkę „Miłość i odpowiedzialność” i w niej nadał ton myśleniu o antykoncepcji w Kościele. Potem już jako papież jeszcze mocniej wypowiadał się przeciwko prezerwatywom czy antykoncepcji hormonalnej. A wiadomo, że Karol Wojtyła był istotną postacią w Polsce, jego stanowisko nie podlegało dyskusji w polskim Kościele, traktowano je dosłownie i propagowano jako to jedyne właściwe. Widać tu zderzenie języka ginekologów, modernizującego się państwa i coraz większej otwartości obyczajowej społeczeństwa z głosem Kościoła, jakże zasadniczym. Potrzebujemy przede wszystkim rozdzielenia państwa od Kościoła. Jest to ewidentnie coś, co przeszkadza prawdziwej, otwartej rozmowie o seksualności. Różne ideologie nie pozwalają nam swobodnie podejmować świadomych decyzji w oparciu o wiedzę. Brakuje nam takiej przestrzeni, w której będziemy mogli poznawać różne języki mówienia na temat antykoncepcji i seksu Według papieża Pawła VI tabletka antykoncepcyjna nie powinna być stosowana, bo przyczyni się do popularyzacji seksu pozamałżeńskiego. Taki argument też często się pojawiał? Tak, i to jest argument, który cały czas się powtarzał zarówno w przypadku tabletek, prezerwatyw, jak i ogólnie antykoncepcji. Zresztą w dzisiejszych czasach przy okazji dyskusji o edukacji seksualnej także się pojawia, mimo że jesteśmy 60 lat później. Jakiekolwiek mówienie o seksualności, pokazywanie możliwości antykoncepcji ma niby zachęcać młodych ludzi do podejmowania wcześnie życia seksualnego, choć jak podkreślają specjaliści, nie ma tu takiego prostego przełożenia. Jednak Kościół i jego rzecznicy, chcąc umocnić swoje stanowisko, nie odwołują się jedynie do kwestii moralnych i religijnych, lecz używają argumentów naukowych. Słyszymy, że nie chodzi tylko o grzech, ale też o kwestie zdrowotne. Jest to takie pozorne chronienie kobiet, mówienie w ich imieniu, jednocześnie odbierające im ten prawdziwy głos i wybór. I to się nie zmienia do dziś. Jak wyglądała antykoncepcja przed pigułką? Najpierw warto uświadomić sobie, że ogólnie temat antykoncepcji jest stary. Nie jest tak, że wcześniej nie próbowało się zapobiegać ciąży. Używano prezerwatywy – pierwsza lateksowa to są lata 30. XX wieku, przed nią były prezerwatywy gumowe już na początku XIX wieku, a jeszcze wcześniej robiono je z jelit zwierzęcych czy innych części zwierząt – np. owczej ślepej kiszki (zresztą wymyślił ją lekarz o nazwisku Condom, od którego wzięła się nazwa kondoma). Wcześniej w kulturze ludowej sięgano po różne zabiegi magiczne, ale też po zioła, które zresztą, jak dzisiejsze badania wskazują, nie były zupełnie nieskuteczne. Oczywiście stosowano jako metodę antykoncepcji także stosunek przerywany czy analny. W latach międzywojennych eksperymentowano nawet z naświetlaniem jajników i jąder promieniami Roentgena, które miały zapewnić bezpłodność. Dosyć długo wierzono też w to, że kobiety, które karmią piersią, nie mogą zajść w ciążę. W Polsce po 1956 roku, kiedy złagodzono ustawę antyaborcyjną, czyli dopuszczono czynniki społeczne i można było przerywać ciążę ze względu na warunki ekonomiczne, terminacja ciąży była dosyć popularnym środkiem antykoncepcyjnym. Szacuje się, że w latach 60. wykonywano nawet pół miliona aborcji rocznie. Francuzki poniżej 25. roku życia mogą aktualnie bezpłatnie korzystać z antykoncepcji, a także związanych z tym konsultacji lekarskich i badań. Tymczasem w Polsce mamy najniższy wskaźnik dostępności antykoncepcji – 35,1 proc. (wg „Atlasu antykoncepcji” opublikowanego na zlecenie Europejskiego Forum Parlamentarnego do spraw Populacji i Rozwoju). W Belgii wynosi on 96,4, w Niemczech 75,1. Jak to wytłumaczyć? W tym rankingu bardzo spadliśmy ze względu na niedostępność antykoncepcji awaryjnej, bez recepty. Do tego kluczowa jest możliwość dostania się do lekarzy ginekologów, którzy mogą wypisać receptę, a w Polsce jest ona ograniczona. Jeśli mamy pieniądze, możemy umówić się prywatnie do lekarza, w innym przypadku w ramach państwowej służby zdrowia na wizytę trzeba długo czekać, w niektórych miejscowościach nie ma w ogóle ginekologów. Zaskakujące i jednocześnie niepokojące jest dla mnie też to, że nawet w dużych aglomeracjach typu Warszawa w prywatnych klinikach coraz częściej pojawia się informacja, że dany ginekolog nie zapisuje antykoncepcji ze względu na klauzulę sumienia. Patrząc na to wszystko, można zrozumieć, dlaczego tak słabo wypadamy we wspomnianym rankingu. Ale na dostępność wpływa też edukacja seksualna, a w ostatnich latach w Polsce mamy do czynienia z ograniczaniem jej. Wprawdzie jest przedmiot w szkołach – Wychowanie do życia w rodzinie – jednak coraz mniej na tych lekcjach jest mowy o antykoncepcji. Mało tego, jedyny dopuszczony przez ministerstwo edukacji podręcznik do tego przedmiotu, „Wędrując ku dorosłości”, negatywnie wypowiada się na temat antykoncepcji, promując wstrzemięźliwość seksualną i ewentualnie metody związane z obserwacją cyklu, te, które nazywa się „naturalnymi”. To nazewnictwo zresztą też ustawia rozmowę. Jeżeli jako naturalne, czyli kojarzące się z tym, co dobre, zdrowe, traktujemy metody typu obserwacja śluzu czy mierzenie temperatury albo kalendarzyk małżeński, a jako sztuczne wszystkie inne metody, to mamy od razu między wierszami przekaz, co jest dobre, a co złe. Dziś tabletkę antykoncepcyjną może stosować prawie każda kobieta na różnych etapach swojego życia: matka karmiąca, kobieta z otyłością, z przewlekłymi chorobami, nastolatka. Jakie daje nam to możliwości? Jak na wstępie wspomniałam, nie ma jednego typu kobiety, tak rozmawiając o pigułce, trzeba powiedzieć, że nie ma jednej pigułki. Dziś może być ona dostosowana indywidualnie do danej kobiety. W ostatnich latach mówi się o personalizacji w medycynie, w tym personalizacji w aspekcie antykoncepcyjnym. Można dobrać tabletkę do potrzeb konkretnych grup kobiet. Podoba mi się w tym to podkreślanie ich różnorodności. Okazuje się bowiem, że prawo do przyjemności seksualnej i do własnej cielesności mają bardzo różne kobiety. Czym więcej będziemy mówić o kobietach w okresie okołomenopauzalnym, z otyłością, chorobami przewlekłymi, niepełnosprawnych, w kontekście seksualności i antykoncepcji, tym lepiej. Nie wszystkie z nas są młode, piękne i zdrowe. I rozmawianie o tym, że dziś są różne tabletki antykoncepcyjne, w tym też te jednoskładnikowe (tzw. nowej generacji), bez estrogenu, które, jak twierdzą lekarze, bezpiecznie mogą stosować kobiety po 40., palące czy karmiące, otwiera przestrzeń, aby zobaczyć, że wszystkie one mają prawo do aktywności seksualnej i, co chciałabym podkreślić, przyjemności z niej płynącej. Czego w Polsce jeszcze brakuje, żeby kobiety czuły się lepiej w kontekście naszej rozmowy? Potrzebujemy przede wszystkim rozdzielenia państwa od Kościoła. Jest to ewidentnie coś, co przeszkadza prawdziwej, otwartej rozmowie o seksualności. Różne ideologie nie pozwalają nam swobodnie podejmować świadomych decyzji w oparciu o wiedzę. Brakuje nam takiej przestrzeni, w której będziemy mogli poznawać różne języki mówienia na temat antykoncepcji i seksu. Potrzebujemy też na pewno otwartej i mądrej edukacji seksualnej, w której znajdzie się miejsce na oparte na badaniach naukowych podejmowanie powyższych tematów, i co za tym idzie – możliwości wyboru antykoncepcji przez kobiety czy mężczyzn. Potrzebujemy partnerstwa między kobietą a mężczyzną, równości. Tam, gdzie jest równość w związku, tam łatwiej się rozmawia i podejmuje decyzje dotyczące życia seksualnego i rodzicielstwa. Brakuje także refundacji środków antykoncepcyjnych i lepszej dostępności do nich. I wracamy do punktu wyjścia, bo dostępność znów wiąże się z odkościelnieniem i odpolitycznieniem tematu. Jak wypadamy na tle Europy pod kątem otwartości na seksualność i rozmowy o niej? Jeżeli spojrzymy na młode pokolenie, to zobaczymy, że młodzież współczesna jest bardzo progresywna. Nie ma problemów z rozmawianiem o własnej seksualności, ma dostęp do internetu i wiedzy na tematy związane z seksem. Są uświadomieni, choć często niestety też przez pornografię. A więc polskie młode pokolenie jest podobne pod tym względem do tego na Zachodzie. Natomiast nie ma takich ułatwień, jak np. francuskie nastolatki, które za darmo mogą dostać antykoncepcję. Polskie nastolatki nie mają też bezpiecznych dorosłych, z którymi o seksie mogą porozmawiać w szkole. A odnosząc się już szerzej, do dorosłych, to uważam, że w Polsce cały czas jest duża praca do wykonania, jeśli chodzi o równość partnerską, w porównaniu do np. krajów skandynawskich. Chodzi o to, kto decyduje w małżeństwie, kiedy podejmuje się stosunek seksualny, jak kobiety są traktowane przez mężczyzn. Myślę, że na tym polu jeszcze trochę pracy przed nami. W Polsce dobrze też widać, że wszystkie prawa, które się osiąga w kwestii seksualności czy antykoncepcji, nie są zdobyte raz na zawsze. Nie jest tak, że prawa seksualne są coraz większe i coraz lepiej jest kobietom, bo jak widzimy – dostajemy jakieś prawa reprodukcyjne, seksualne, ale przychodzi taki okres, nowy rząd, nowe rozdanie i to nam się zabiera. W latach 90. wydawało się, że już będzie lepiej, będziemy coraz bardziej wolni, swobodni obyczajowo, ale tak nie jest. Prawa, które zdobyłyśmy, są teraz ograniczane. Czy możemy jeszcze kiedyś spodziewać się drugiej takiej rewolucji na skalę tabletki antykoncepcyjnej, która wpłynęłaby na społeczeństwo, kobiety? Ciągle czekamy na tabletkę dla mężczyzn… Skuteczna tabletka antykoncepcyjna dla mężczyzn tak, ale nie wiem, czy ona zrobi wielkie zamieszanie. Szczerze, nie wyobrażam sobie takiej dużej rewolucji. Myślę, że to będą małe zmiany, które do czegoś doprowadzą. Na poziomie technologicznym i mentalnościowym, mogłyby to być środki, które pozwalałyby na czasowe i bezpieczne ograniczenie płodności, które nie wymagają codziennego brania tabletek i dbania o to. Jest to kierunek, w którym może to pójść, ale nie jest to kierunek rewolucyjny. Z drugiej strony mamy aktualnie do czynienia z sytuacją do tej pory nieobserwowalną: bardzo dużych zmian demograficznych. To zwłaszcza widać w Polsce – bardzo duży spadek demograficzny, co oznacza, że coraz więcej osób nie chce decydować się na rodzicielstwo. I myślę, że to będzie się pogłębiać. Młodzi ludzie chcą mieć swoje życie seksualne, realizować je w różnych konstelacjach, są otwarci na to, żeby to nie były tylko związki heteroseksualne, ale też inne. I niekoniecznie przy tym chcą się rozmnażać. Dlatego według mojej intuicji czeka nas tendencja do poszukiwania nowych metod, które będą łatwe w użyciu, bezpieczne czy wręcz neutralne dla zdrowia i będą czasowo wyłączały płodność. Prof. Magdalena Radkowska-Walkowicz – doktorat z socjologii otrzymała w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, a habilitację z etnologii w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie pracuje. Członkini Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem UW. Jest autorką wielu publikacji w polskich i zagranicznych czasopismach naukowych oraz książek ( „Doświadczenie in vitro. Niepłodność i nowe technologie reprodukcyjne w perspektywie antropologicznej”). Konsultantka w kampanii edukacyjnej „Nowa Generacja – Antykoncepcja bez Estrogenu”. Zobacz także „W związku z osobą uzależnioną od seksu należy zadbać przede wszystkim o siebie. Nie oznacza to jednak, że trzeba odejść. Wręcz przeciwnie – możliwe jest tworzenie relacji z osobą, która – to ważne – podejmuje leczenie. Oczywiście wtedy, gdy problem jest zdiagnozowany”. O trudach życia w związku z seksoholikiem mówi psychoterapeutka Natalia Smogulecka. Redakcja: Chociaż wszystkie uzależnienia mają destrukcyjny wpływ na relacje w związku, mam wrażenie, że seksoholizm jednak w specyficzny sposób je rujnuje. Wyobraźnia pracuje wówczas na najwyższych obrotach… Proszę powiedzieć, czym charakteryzuje się to uzależnienie i jak przekłada się na sytuację partnera. Natalia Smogulecka: Uzależnienie od seksu dotyczy całego spektrum seksualnych zachowań. W uzależnieniu nie chodzi o sam seks, ale o funkcję, jaką pełni on w życiu osoby uzależnionej, która organizuje sobie własne życie emocjonalne wokół seksu właśnie. Ponieważ seks to sfera intymna, partnerzy często przez wiele lat nie wiedzą o tym, że ich partnerzy są uzależnieni. Czują natomiast, że coś jest nie tak. Widzą np. u partnerów huśtawki emocjonalne albo nieczytelność finansów, albo to że partner siedzi do późna przy komputerze i przychodzi zawsze, jak partnerka już śpi, dystans emocjonalny partnera, trudności w komunikacji, trudności w seksie itd. Jeśli jeden z partnerów coś ukrywa, to to zawsze w jakiś sposób przekłada się na związek. Charakterystyczne jest więc dla seksoholizmu to, że można latami być w związku z seksoholikiem i tego nie wiedzieć. Dowiadujemy się o licznych zdradach – co wtedy? Moment odkrycia zdrady przez partnera jest niezwykle traumatyczny. Wówczas partnerzy dowiadują się zazwyczaj tylko części prawdy, choć znam i historie, kiedy seksoholik, nie mogąc już dłużej utrzymać napięcia związanego z kłamstwami niejako prowokował, aby wszystko się wydało. Kiedy tak się faktycznie działo, wyrzucał z siebie całą prawdę o latach zdrad, nie biorąc pod uwagę, jak niszcząca ta prawda będzie dla partnera. Często partnerzy seksoholików w pierwszych miesiącach po ujawnieniu problemu obserwują u siebie objawy podobne jak w przypadku zespołu stresu pourazowego (PTSD) – natrętne myśli o zdradach, gonitwa myśli, problemy ze snem, koszmary senne, brak apetytu, płaczliwość, brak chęci do życia i działania, stany depresyjne, trudności z koncentracją, zwiększona drażliwość, poczucie bezsensu i pustki, poczucie izolacji, wybuchy złości. Jak rozbroić te uczucia? Co możemy wtedy zrobić? Gdy już wiadomo o uzależnieniu partnera, trzeba zadbać o siebie i swoje poczucie bezpieczeństwa. Warto poszukać pomocy i wsparcia. Niektórzy nie chcą nikomu mówić o problemie partnera, bo boją się, że to zmieni sposób, w jaki ich przyjaciele będą patrzeć na uzależnionego partnera. Dobrze jest jednak nie zostawać z tym samemu i poszukać wsparcia np. u terapeuty. Ważne jest, żeby zadbać w tym czasie o sen, jedzenie, ruch. To są najczęściej obszary, które od razu są zaniedbywane, a zła kondycja fizyczna pogorszy tylko samopoczucie psychiczne. Dobrze jest też znaleźć w swoim otoczeniu wrażliwego słuchacza – kogoś, kto nie będzie spieszył się z radami czy ocenami i będzie w stanie współodczuwać ze zranionym partnerem, nie nakręcając jego emocji. Często otoczenie mówi „Jak on mógł ci tak zrobić”, „Od początku wiedziałem, że nie zasługuje na ciebie”, „To świnia, nie przejmuj się nim”. Takie zdania nie pomagają. Osoba zdradzona dalej może czuć miłość do swojego partnera. Może za nim tęsknić, podziwiać go, jednocześnie czując obrzydzenie, gniew. Czasem osoba zdradzona, odcina się od swoich odczuć i sprawia wrażenie, że świetnie funkcjonuje. Słyszy wtedy „Jesteś taka silna. Ja na twoim miejscu, bym tego nie wytrzymała”. A prawda często jest taka, że takie osoby, bardzo się boją okazywać słabość, prosić o pomoc i nie dopuszczają do siebie bólu, bo to się wiąże dla nich z bardzo silnym lękiem. Zadbanie o siebie polega więc na tym, żeby móc dawać miejsce tym różnym sprzecznym uczuciom i myślom, żeby pozwolić sobie na bycie zrozumianym i wysłuchanym. To czas na przyjaciół lub terapeutę. Trwać w związku czy odejść od partnera? Moment, kiedy ktoś dowiaduje się o zdradach, to szok dla partnera. Dobrze jest przeczekać tę największą burzę emocjonalną, zanim się podejmie ostateczną decyzję o rozstaniu. To niełatwa decyzja i trzeba mieć siły, aby ją unieść. Niektóre osoby decydują się rozstać na jakiś czas, żeby dać sobie przestrzeń i czas na dojście do siebie i do tego, czego się chce dalej. Są osoby, które mimo wszystko decydują się zostać, a są i takie, które od razu się rozstają. Dużo zależy też od tego, jakiego rodzaju jest to zdrada. Dla partnerów ma to znaczenie, czy to był seks z prostytutkami, czy romanse, czy znały te osoby, czy nie. Pamiętam kobietę, którą mąż zdradzał z transseksualnymi kobietami i to dla niej było niezrozumiałe, ale do wybaczenia. Pamiętam też kobietę, która zdecydowała się zakończyć związek, kiedy dowiedziała się, że mąż spotkał się z prostytutką na kawę. Znam kobietę, której partner jest seksoholikiem. Bardzo długo nie mogła zrozumieć, że to choroba. Winą za zdrady męża obarczała siebie – bo za rzadko zgadzała się na współżycie, bo przytyła, bo macierzyństwo ją zmieniło. To częste rozumowanie w przypadku kobiet? Bardzo często tak jest. Społecznie mężczyzna ma większe przyzwolenie na zdrady. Funkcjonują takie przekonania, że „jak go dobrze nakarmisz w domu, to nie będzie szukał na boku”. Często nawet przyjaciele takich par usprawiedliwiają zdradzającego mężczyznę tym, że jego kobieta jest oziębła, za bardzo wymagająca, nie dba o siebie, itp. … Sam seksoholik usprawiedliwia się, wynajdując wady u partnerki („Gdybyś nie była taka gruba”, „Nie dbasz o siebie”). Kobiety same dla siebie są też okrutne – wchodzą na strony porno lub z prostytutkami i porównują się do tych kobiet, a potem starają się je naśladować. Dość często poprawiają sobie urodę, przebierają się jak gwiazdy porno, godzą się na wszystko w sypialni, żeby tylko spróbować zadowolić uzależnionego partnera. Historie tych kobiet są pełne poranionego poczucia własnej wartości i godności. Kontekst społeczno-kulturowy, mimo całej emancypacji, bardzo mocno trzyma kobiety w szachu, wartościując je według ciała i seksualności. Czy częściej mężczyźni są uzależnieni od seksu? Nie znam statystyk ani rzetelnych danych, wiem natomiast, że kobiety, tak samo jak mężczyźni, uzależniają się od seksu. Kobiety, podobnie jak mężczyźni, używają wtedy innych ludzi do zaspokajania swoich potrzeb, oglądają nałogowo pornografię, zdradzają, romansują. Z uwagi na podwójne standardy w ocenie zdrady, kobietom trudniej jest się zgłaszać na terapię, gdyż często mierzą się z większym lękiem przed oceną. Do naszego ośrodka w Szklarskiej Porębie częściej zgłaszają się na terapię mężczyźni, choć jest też w ostatnim okresie coraz więcej kobiet. Powróćmy do związku – czy da się go uratować? Da się, ale wymaga to pracy z obu stron. Każda ze stron musi pracować nad sobą – seksoholik nad własnym seksoholizmem, partnerka nad traumą zdrady, a także oboje nad związkiem – odbudowaniem poczucia bezpieczeństwa i zaufania, nad bliskością. Czy w takim przypadku znalazłaby zastosowanie terapia par? W związku jest problem, bo jedno z parterów jest uzależnione od zachowań seksualnych. Nie wolno tej odpowiedzialności przerzucić na związek. Część seksoholików chętnie to robi – zamiast zajmować się sobą i swoim problemem, twierdzą, że problem jest w związku. Związek potrzebuje wsparcia terapeutycznego, ale osoba, która jest uzależniona, musi zająć się swoim problemem. To jest podstawa pracy związku. Dobrze jest, kiedy partner ma również wsparcie indywidualne, po to by lepiej zrozumieć swoje emocje, by odbarczyć się z poczucia winy czy odpowiedzialności, za to, co nie jest jego odpowiedzialnością, by nauczyć się troszczyć o siebie. Terapeuta może pomóc takiej osobie rozwikłać gąszcz sprzeczności, w myślach i w emocjach, których doświadcza często zraniona osoba. Załóżmy, że walczymy. Co będzie największym wyzwaniem? Największym wyzwaniem dla partnerów jest odbudowanie poczucia bezpieczeństwa i zaufania. Potrzeba wtedy wspólnie z partnerem określić jasne granice, które zagwarantują zranionemu partnerowi minimum bezpieczeństwa. Partnerki seksoholików umawiają się ze swoimi mężami np. na to, że nie będą oni chodzić na basen albo do centrów handlowych. Albo że nie będą sami wieczorami oglądać telewizji, że z komputera będą korzystać w salonie, że będą informować partnerkę, jeśli z jakiś powodów się spóźniają do domu, że zamienią smartfon na tradycyjny telefon itp. Te ustalenia pomagają zdradzanemu partnerowi obniżyć nieustanne napięcie i niepewność. Opowiem historię, która mi się przypomina. Pan M. był uzależniony od zachowań seksualnych. Od kilku miesięcy korzystał z własnej terapii, utrzymywał abstynencję od swoich nałogowych zachowań, pracował nad sobą. Żona co jakiś czas uczęszczała z nim na wspólne sesje, na których ustalili, czego teraz potrzebują dla siebie nawzajem. Żona, dla odbudowywania poczucia bezpieczeństwa, umówiła się z mężem, że nie będzie jej okłamywał w żadnych, nawet najdrobniejszych sprawach i że będzie słowny. Dzięki temu ona będzie mogła budować na nowo zaufanie do niego. Mąż się na to zgodził. Pewnego dnia Pani A., kiedy wychodziła z domu, poprosiła męża, aby wyrzucił śmieci. Kiedy wróciła do domu, zapytała czy to zrobił. „Tak wyrzuciłem” odpowiedział Pan M., a kiedy żona poszła na górę się przebrać, w oknie sypialni zobaczyła swojego męża, jak w kapciach leci przez podwórko do śmietnika. Zeszła na dół i poprosiła o rozwód. Czy po odejściu od seksoholika można zbudować zdrową relację z innym partnerem czy już zawsze będziemy nieufni? Oczywiście, że można. Nasze rany się goją. Blizny po takich doświadczeniach zostają i mogą rodzić większą ostrożność, wyczulenie na niektóre zachowania czy gesty, ale to nie przekreśla szczęśliwych związków w przyszłości. Natalia Smogulecka – jest certyfikowanym specjalistą psychoterapii uzależnień. W Anglii ukończyła w szkolenie PCSA (Professional Certificate in Sex Addiction) w zakresie terapii seksoholizmu akredytowane przez ATSAC. Terapii uzależnienia od seksu uczyła się od Thaddeusa Bircharda, Paulii Hall, Nicka Turnera. Należy do Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Uzależnień, a także do brytyjskiego Association for the Treatment of Sexual Addiction and Compulsivity. Aktualnie związana z Ośrodkiem Terapii Uzależnień “Radzimowice”.

kobieta uzalezniona od seksu